trubro trubro
248
BLOG

Dlaczego duże systemy IT za publiczne pieniądze są kiepskie

trubro trubro Technologie Obserwuj notkę 5

Zastanawialiście się nad tym kiedyś ?  Przecież nie może być tak, że wszystko za łapówki, a producent jak już da łapówkę, to robi chłam.  To jedna z przyczyn oczywiście, ale nie jedyna i najważniejsza obecnie.  Symptomatyczne jest oczywiście to, że jak firemce, z którą współpracuję zaproponowałem, że może jakiś workflow albo inny systemik dla rządu/samorządów/sektora publicznego w ogóle, to od razu usłyszałem 'my nie dajemy łapówek'.  No - ale to kilka lat temu było, nie teraz.  Niestety - smród pozostał, i wiele firm nawet nie próbuje stawać do przetargów dla rządówki.  Są sektory obstawione przez pewne firmy, i nie ma co się tam pchać.  Teraz trochę się zmienia - w końcu, ale nadal ciężko wygryźć 'znanych w branży'.

Ci 'znani w branży' się przyzwyczaili - rządówka się nie zna.  Nie potrafią kupić systemu po prostu.  Nie potrafią, bo nie widzieli w życiu jak porządny system powinien wyglądać.  Cieszą się jak dzieci z tego, że 'teraz to już jest nowocześnie' - a powodem do tej radości jest coś, co mogło cieszyć, ale jakieś 20 lat temu.  Programistę z podstawówki, że właśnie nauczył się czegoś nowego, i coś fajnego mu wyszło.  To ten poziom jest.  Wszyscy akceptują konieczność 'przerw technologicznych' - przyzwyczaili się, że tak musi być, że systemy są wyłączane na 2-3 dni.  Generalnie - ubaw po pachy.

Mam pytanie - czy znalazłby się wśród urzędników ktoś, kto kupiłby dobry stołek dla dentysty ?  Cena nie gra roli.  Tylko tak, żeby potem dentysta był zadowolony ?  Urzędnicy na stołkach się w miarę znają, to może im się uda.  Sami mają doświadczenie w siedzeniu, to czemu by nie mieli rozsądnego zakupy wykonać ?  Niestety - nie znając specyfiki pracy dentysty nie będą wiedzieli, że stołek musi mieć regulację wysokości, do tego musi mieć kółka, ale powinna być możliwość zablokowania kółek, żeby stał w miejscu.  Do tego żaden urzędas nie pomyśli o tym, że stołek ma być łatwy w czyszczeniu i dezynfekcji - żadnych trudno dostępnych do wyczyszczenia miejsc.  Dlaczego nie pomyśli ?  Bo to nie jego branża.  Nie zna się na tym.  Jego własne doświadczenia w siedzeniu na stołku nie starczą, by dobrze wybrać.

Teraz pomyślcie - jak taki urzędnik/polityk/managier ma kupić system informolski za kilka milionów ?  Jak oceni fachowość  wykonawcy ?  W wypadku stołka, czy nawet budynku - każdy dorosły człowiek ma pewne intuicje, pewne doświadczenie w korzystaniu ze stołków/budynków, które pozwolą mu nie kupić budynku bez dachu, czy też stołka z powyłamywanymi wszystkimi nogami.  Każdy wie, jak mniej więcej budynek lub stołek powinien wyglądać.  I oglądając pracę ludzi, którzy stawiają budynek korzystając z pałeczek do sushi i widelców zamiast betoniarki i kielni - będzie mógł stwierdzić, że coś jest nie tak.

Jakie jest doświadczenie urzędasów w produkcji oprogramowania ?  Czy widzieli z bliska produkcję kodu ?  Czy - korzystając z metafory budowy - byli kiedyś na budowie, położyli jedną cegłe, albo chociaż widzieli, jak ktoś to robi ?  Czy zorientowaliby się, że ktoś stawia budynek bez ścian, bez dachu, za to idzie mu materiałów jakby osiedle stawiał ?  Czy zorientowaliby sie, że na budowie jest tak naprawdę dwóch robotników, którzy robią całą robotę przez rok ?  3 razy, bo tyle razy zmienia się koncepcja, ale to ciągle 2 osoby przez rok, a cena to 2.000.000 PLN ?
 

Nadzór nad budową, lub restauracją - ciekawa przygoda dla wielu.  Jak ktoś nie miał doświadczenia w branży, to nawet się nie będzie spodziewał, jakie rzeczy trzeba sprawdzać, zjedzą go żywcem.  Nie wie ktoś, jak się zadekować na budowie, by nikt nie zauważył, że pół dnia się śpi pod workami z cementem ?  To nie znajdzie delikwenta na swojej budowie, który to robi.  Nie wie ktoś, że kucharzy trzeba pilnować, by nie wynosili produktów z kuchni ?  Nie wie, że niektórzy kelnerzy tylko co trzeci rachunek na kasę wbijają ?  To go będą robić w konia.  Każda branża ma swoje sztuczki.  Informolska też.  Informole - programiści - to przeważnie łebscy ludzie.  Urzędnik z poza branży, to pikuś.  Nie ma prawa zorientować się, że system nie będzie 'super', po prostu nie ma prawa.  Nie zorientuje się, że kupuje budynek bez dachu, bo w życiu budynku nie widział tak naprawdę, i nawet nie wie, że dach powinien być.  Klamki w drzwiach kupi jako 'innowację, której nikt nie ma'.

Dopóki w urzędach/firmach kupujących oprogramowanie nie będzie 'inspektora budowy' - doświadczonego w zarządzaniu projektami programisty - to będzie zawsze kupowane badziewie.  Do odbioru produktu trzeba zaangażować kogoś, kto się na jego produkcji zna, prawda ?  Kogoś, kto w 15 minut odkopie fundament, i powie 'niezaizolowany', będzie podciekać.  Kogoś, kto patrząc na tynk powie 'krzywo otynkowane, mój syn zrobiłby to lepiej'.  Kogoś, kto po minucie czytania kosztorysu zbudowania altany ogrodowej zacznie sie głośno śmiać, i pytać, czy gwoździe ze złota są planowane, bo to jedyny sposób, żeby takie koszty nabić.

Niestety - dla naszego państwa - milionowe umowy podpisują i odbierają Bardzo Ważni Urzędnicy.  Którzy nigdy nie parali się niczym tak przyziemnym, jak programowanie, czy też analiza (w kontekście analizy wymagań).  Urzędnicy mają swoich 'technicznych' - miernoty, które siedzą w rządówce, bo jakby więcej umieli, to siedzieliby gdzie indziej, za lepsze pieniądze.  Ale - te miernoty mają doświadczenie tylko w pracy dla urzędników.   Gdyby mieli inne doświadczenie - porządne doświadczenie w wytwarzaniu oprogramowania - nie czyściliby myszek i instalowali windowsów po biurach Ważnych Urzędników.  A Ważny Urzędnik potrafi przyjść do informola, który przez ostatnie 5 lat tylko łatki do windy ściągał, i powiedzieć 'mamy tu umowę z firmą na dostarczenie oprogramowania.  Weź sprawdź, czy ze strony techniczej/merytorycznej - wszystko jest OK, w końcu jesteś informatykiem, ja się na tym nie znam'.  I taki urzędniczy informol mówi, że tak, że sprawdzi, w końcu po to studia kończył, by się czymś ambitniejszym niż wymiana pamięci w stu komputerach w ciągu miesiąca zajmować ;)


Do urzędników kupujących systemy - ja, programol, project manager i analityk, z doświadczeniem i dla rządówki i dla klientów komercynych - mówię wam wprost - buraki na rynku Wam kupować, a nie systemy informolskie.  Każde gówno wam sprzedadzą, każdą wymówkę, a w najlepszym dla Was razie - nic wam nie sprzedadzą, a zapłacicie.  Tak tak - jak sie ktoś 'z naszej strony' zorientuje, że jesteście tak nieogarnięci, że sami nie wiecie, jak zamawiany system ma działać, albo tak nieogarnięci, że nie spiszecie swoich wymagań na czas, to jesteście na straconej pozycji.  Bo pani Kasia uważa, że powinno być tak, pani Helenka, że inaczej, a jeszcze inne zdanie ma wielce szanowny Kierownik, który co prawda nie jest na bieżąco od pięciu lat (nie robi tego, co pani Kasia, czy Helenka, on im kierownikuje), ale on oczywiście wie lepiej, i to on zdecyduje.  Jego decyzję będzie trzeba odkręcać.  Finał będzie prosty - klient nie dostarczył wymagań na czas.  Należy się pół miliona kary, bo ludzie czekali, robić chcieli, a klient nie mówił, co.  My już dla Was nie musimy robić - popatrzcie na umowę, jak nie sprecyzujecie wymagań na czas, to nie musimy dalej dla was robić.  Tylko zapłaćcie karę.  Takie rzeczy naprawdę się działy.

Tak długo, jak systemów nie będą odbierali ze strony rządu ludzie, którzy 'tymi rencami' cegły kodu układali własnoręcznie, a potem byli kierownikami budowy - tak długo będziemy mieli wtopy.

Ostatnią wtopę wyborczą chyba wszyscy zauważyli ;)  A przecież system prosty jak konstrukcja cepa.  Takie cosie to w ramach ćwiczeń na pierwszym roku studiów w Turbo Pascalu jeszcze niektórzy klepali ;)  Ale tego urzędasy nie wiedzą.  Dla nich to 'wielki system' za miliony.  No dobra - za pół miliona soft ;)
 

Dajcie mi 200.000, zrobię system (oprogramowanie) do obsługi wszelkich możliwych wyborów, który - jak łącze internetowe padnie - to SMSem dane wyśle, a do tego jeszcze będzie tyłek szefa komisji wyborczej podcierał.  

Za 100.000 + delegacje w celu zdobycia wymagań nie będzie wycierał tyłka i zrobię go w aż 4 miesiące.

A - i jeszcze jedno - wyczytałem, że to, że system 'wyborczy' nie dał radę z obciążeniem próbuje ktoś zwalić na sabotaż

Dobre sobie.  Sabotaż.  Testy robione ponad 2 tygodnie temu też pokazały 'kiepską wydajność', a tu o sabotażu piszą.  Jedną rzecz pod rozwagę chcę dać - jak myślicie, jak się zabezpieczają banki przed sabotażem ze strony programistów ?  Przecież mógłby taki programol napisać program, który przelewy zamiast kierować tam, gdzie trzeba, to na konto szwagra z Nigerii by wysyłał.  Ale jakoś nie słychać w branży o takich numerach.  Czary ?  Sami uczciwi ?  A może da się po prostu jakoś przed sabotażem w kodzie zabezpieczyć ;)

trubro
O mnie trubro

jestem z białka Gęby za lud krzyczące sam lud w końcu znudzą, I twarze lud bawiące na końcu lud znudzą. Ręce za lud walczące sam lud poobcina. Imion miłych ludowi lud pozapomina. Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie. a to nasz wieszcz narodowy, jakże przewidujący nasze czasy - a tak dawno temu te słowa pisał

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie